sobota, 3 sierpnia 2013

#1

               O Boże! Złapałam bukiet!
               - Złapałam bukiet! - Szczęśliwa, wykrzyczałam swoje myśli. Wszyscy zaczęli bić mi brawa, a ja, zadowolona uwiesiłam się na szyi Gabriela, który był już lekko wcięty. Nie zwracając uwagi na jego stan, klepnęłam go mocno w klatkę piersiową i poszłam do mojej siostry, by teraz ją przytulić. Odchodząc, nie zauważyłam, jak Gab poleciał na innych ludzi, oblewając się przy tym szampanem. Opowiedział mi to dopiero później, gdy spytałam go skąd ta plama.
               Mocno uściskałam siostrę, zanim zdążyłam zgubić ją w tłumie. Muszę przyznać, że wesele było naprawdę ogromne! Zawsze myślałam, że Kate woli bardziej kameralne imprezy, a tu proszę! Trzysta osób, jak znalazł! Wszystko odbywało się pod wielkim, białym namiotem, które w Stanach były tak popularne. Na samym środku, że tak powiem - sali, mieścił się parkiet, na którym wszyscy upojeni alkoholem goście, pokazywali swoje taneczne i kocie ruchy. W rzeczywistości ich tańce nie wyglądały tak dobrze, jak to sobie wyobrażali. Po każdej stronie parkietu, porozstawiane były okrągłe stoliki, na sześć osób, przykryte śnieżnobiałymi obrusami. Gdy pierwszy raz usiadłam na wyznaczonym dla mnie krześle i spojrzałam na talerze i widelce, miałam wrażenie, że na moim miejscu postawiono zastawę dla całego stolika. Nic bardziej mylnego. Żeby zjeść sałatkę i nie popełnić fatalnego błędu, najpierw musiałam zapytać Gabriela, które sztućce są do czego. Mimo obszernego wykładu, nie zapamiętałam ani słowa.
               Zadowolona z siebie, wróciłam do stolika, szybko łapiąc za kieliszek i opróżniając go do dna. Nawet nie wiedziałam, że tak mi się chciało pić. Niekoniecznie alkoholu, no ale, że akurat był pod ręką... Odłożyłam bukiet na stolik i złapałam za kolejny kieliszek. Nawet nie wiem czyj szampan to był. Po prostu go piłam.
               - Nie zapędzasz się za bardzo? Chciałbym, żebyś była jeszcze trzeźwa, jak będę z tobą tańczyć - usłyszałam znajomy głos, zaraz po tym, jak kątem oka dostrzegłam czarny garnitur, rozsiadający się na krześle obok. Wywróciłam oczami, nie odrywając ust od szkła.
               - Proszę cię, prawie nic nie wypiłam - odparłam w stronę przystojnego mężczyzny, który zupełnym przypadkiem, jest miłością mojego życia. Oparł się o stół, patrząc na mnie z nie dowierzeniem. - Naprawdę - dodałam po chwili, rozbawiona jego wyrazem twarzy.
               - Skoro tak twierdzisz - powiedział wstając i wyciągając do mnie rękę. - Chodź, zatańczymy.
               Zachłysnęłam się szampanem, głośno kaszląc. Usłyszałam jego śmiech. Tak naprawdę, w głowie, wirowało mi jak w pralce. Może z chodzeniem jeszcze nie miałam problemów, ale dobrze wiedziałam, że jak tylko zaczną się jakieś bardziej skomplikowane ruchy, polegnę. Byłam też świadoma tego, że nie mogę mu odmówić, bo to zwyczajnie nie przejdzie. Jak nie pójdę z nim po dobroci, to zaciągnie mnie na środek sali siłą. Przełknęłam ślinę, odkładając kieliszek na śnieżnobiały obrus. Podjęłam jego rękę i poprawiłam sobie włosy. Byłam gotowa na porażkę. Na oczach tych wszystkich ludzi. Boże, co ja robię! Powinnam była wiać, gdy tylko powiedział, że chce ze mną tańczyć!
               Mimo, że wcześniej już tańczyłam, ani razu nie zwróciłam uwagi na klimat, jaki panował na parkiecie. Zupełnie inaczej niż przy stolikach. Światełka, jakby, przygaszone. Było tak...seksownie. A może to przez Nate'a miałam takie wrażenie? Działał na mnie dość...specyficznie. Zwłaszcza, gdy byłam pod wpływem.
               Na moje szczęście, akurat leciała wolna piosenka. Odetchnęłam w duchu. Może nie skompromituję się aż tak bardzo, jak myślałam. Zatrzymaliśmy się na środku parkietu. Położył mi jedną dłoń ta talii, a drugą złapał moją rękę. Szybko chwyciłam go za ramię, by w razie czego, pociągnąć go na dno razem ze mną. Przez pierwsze pół minuty, nie odzywaliśmy się, jedynie patrzyliśmy i posyłaliśmy sobie uśmiechy, gibając się przy tym, jak siedmiolatki, na swojej pierwszej dyskotece szkolnej. Z tanecznych ruchów, było to praktycznie wszystko, co umiałam.
               - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o wyjeździe? Nie pożegnałaś się? - Zaczął rozmowę.
               Wiedziałam, że w końcu mnie o to zapyta. Całą imprezę unikałam go jak ognia. Rozmawialiśmy tylko raz, zaraz po tym jak dotarłam na ślub. Na początku było całkiem przyjemnie. Oczywiście Gabriel stał razem z nami. Dopóki nie znalazł zapasów szampana, nie opuszczał mnie na krok. Później dołączyła do nas partnerka Nate'a - Evelyn. Blondynka o prostych włosach, mniej więcej mojego wzrostu, ubrana w krótką, czerwoną sukienkę i srebrne szpilki, pasujące do jej lakieru na paznokciach. Wtedy coś jakby mnie ukuło. Nie znałam dziewczyny i już jej nienawidziłam. Była piękna. Nieważne, jak bardzo chciałabym temu zaprzeczyć.
               - Miałam dużo na głowie - wzruszyłam ramionami. Oczywiście, że nie powiedziałam mu prawdy. Posiadałam jeszcze jakieś resztki rozumu.
               - Aż tyle, że nawet zostawiłaś swojego chłopaka? - Drążył. Zamarłam.
               Kuźwa. Rzeczywiście, byłam wtedy z Davidem. Ja miałam lat dwadzieścia, on był rok ode mnie starszy. Chyba żadnego innego chłopaka tak nie zwodziłam jak jego. Nie robiłam tego umyślnie, no, może trochę. Był moją odskocznią od Nate'a i jego ówczesnej dziewczyny, Marissy, którzy prawie cały czas krążyli mi po głowie. Dziewczyna nienawidziła mnie tak bardzo, że ograniczała moje spotkania z Nate'm do absolutnego minimum.
               - Z Davidem i tak by nic nie wyszło - odparłam obojętnym tonem, gorliwie unikając kontaktu wzrokowego z Nate'm. Nic nie odpowiedział. Dalej gibaliśmy się na boki, znów się do siebie nie odzywając. Każda kolejna sekunda tego tańca, była dla mnie katorgą. Nie miałam ochoty mu się tłumaczyć, z jednego prostego powodu - byłam pijana i prędzej czy później powiedziałabym coś, czego bardzo bym żałowała. W takim stanie nie potrafiłam rozsądnie myśleć. Z niecierpliwością wyczekiwałam końca piosenki, który jak na złość, zdawał się nigdy nie nadchodzić.




               Następnego ranka obudziłam się, jak zwykle ostatnia. Te kilka dni, w rodzinnych stronach, postanowiłam przenocować u rodziców. Ale w noc przylotu spałam u Gabriela. Ktoś musiał mnie w końcu wprowadzić w najnowsze ploteczki i skandaliki. 
               W ustach miałam Saharę i to taką konkretną. Błądziłam ręką po łóżku, szukając telefonu. Nawet nie chciało mi się otwierać oczu. Gdy nie znalazłam go w polu swojego zasięgu, zrezygnowałam z dalszych poszukiwań. Wychyliłam głowę z pod kołdry, jednocześnie otwierając oczy. Chyba poczułam to, co wampiry, gdy wychodzą na słońce w moim ulubionym serialu. Miałam wrażenie, że zaraz spłonę. Ostre światło wdzierało się do mojego pokoju, przez otwarty balkon. Z powrotem schowałam się pod pierzynę i chcąc zawinąć się w naleśnika, z impetem spadłam z łóżka. Jęknęłam cicho, po czym leniwie wyrolowałam się z kołdry i na czworaka udałam się do toalety, by załatwić poranny interes, który zawsze mnie nawiedzał, gdy miałam kaca. 
               Schodząc na dół, zauważyłam, że moja rodzina ma się całkiem nieźle. Nie wiem po kim odziedziczyłam ten gen ze słabą głową. A chciałabym się dowiedzieć, bo wszyscy wydają się być tacy pełni życia i rześcy. Ja, natomiast, wyglądałam jak żywy trup. Dosłownie. Blada z worami pod oczami. Miss Zombie 2013!
               Wieczorem, gdy już się w miarę ogarnęłam, siedziałam przed telewizorem, namiętnie ciskając w przycisk, do zmiany kanałów. Nie byłam zagorzałą fanką siedzenia przed tv, więc nie potrafiłam też znaleźć odpowiedniego dla siebie programu. Ostatecznie skończyło się na kreskówkach, z których chyba nigdy nie wyrosnę. Nie zdążyłam obejrzeć jednego odcinka "Atomówek", gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chcąc tracić cennych sekund niszczenia Townswille przez Mojo Jojo, podbiegłam i otworzyłam je z rozmachem.
               - Szybko, bo nie mam czasu - oznajmiłam nie odrywając wzroku od telewizora. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, kto to był.
               - Cześć małolato - dopiero wtedy spojrzałam na mojego gościa.
               - Nate - powiedziałam półszeptem. Właściwie to wcale nie wiedziałam, dlaczego wymówiłam jego imię. Byłam pewna, że stało się to tylko w moich myślach.


               - Cześć małolato! - W moich drzwiach stał przystojny, uśmiechnięty mężczyzna z trzydniowym zarostem.
               - Nate! - szczęśliwa, rzuciłam się chłopakowi na szyję. - Chodź - machnięciem ręki zaprosiłam go do środka. Szybko zaciągnęłam go do swojego pokoju, po drodze zadając milion pytań. Nie widzieliśmy się tydzień, ponieważ kręcił jakiś serial w San Francisco. Jego aktorskimi podbojami byłam bardziej zajarana, niż on sam. Fascynował mnie ten świat. Zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest być sławnym. Sama jednak nigdy bym się na to nie zdecydowała. Nie wytrzymałabym psychicznie, gdyby ciągle ktoś za mną chodził z aparatem i krzyczał moje imię. 
               - Spokojnie, dziewczyno! - Śmiał się z mojego entuzjazmu. - Powoli, zacznij od początku - nakazał siadając na moim łóżku. Wzięłam trzy głębokie wdechy.
               - Zacznę od najważniejszych - powiedziałam, opadając na krzesło przy toaletce. 
               Zgodził się.
               - Co mi przywiozłeś? - Uśmiechnęłam się szeroko. Za każdym razem, gdy wracał z innego miasta, coś mi przywoził. Najczęściej były to różne głupotki, takie jak breloczki czy wisiorki, które z resztą pogubiłam w czarnej dziurze, zwanej moim pokojem. Raz, jak był w Londynie, przywiózł mi piękną kulę śniegową. Nigdy za takimi rzeczami nie przepadałam, ale ta była tak cudowna, że aż zajmowała honorowe miejsce - stała w kibelku. Przez mój problem z jelitami spędzałam tam dużo czasu, więc przy okazji, często się nią bawiłam. 
               Jak tylko skończył się ze mnie śmiać i oznajmił mi, że jestem chciwa, wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni małą torebeczkę. Usiadłam zaraz obok niego, prawie wyrywając mu prezent z ręki. Nic nie mogłam na to poradzić. Byłam zbyt ciekawska i, może rzeczywiście chciwa. W każdym razie, w opakowaniu znalazłam bransoletkę. Nic szczególnego, trzy koraliki na czarnym rzemyku: dwa ciemnoniebieskie z błękitnymi oczkami, i jeden, większy, środkowy, biały z jakimś wzorkiem. Reszta koralików na bransoletce była wykonana z miękkiego materiału. Uśmiechnęłam się do Nate'a i mu podziękowałam. W międzyczasie mi ją założył.


               Patrząc, jak stoi w drzwiach, trzymałam się za nadgarstek, i bawiłam czarnym sznureczkiem. Nadal nosiłam tę bransoletkę. Co prawda, pozostały na niej tylko trzy koraliki, i wyglądała jak sprany sznurek, który znalazłam na ulicy, ale i tak ją lubiłam. Bo od niego...
               - Czyli nie zaprosisz mnie do środka? - Wyrwał mnie z zamyśleń. Otrząsnęłam głowę i zeszłam mu z drogi. Usiedliśmy w salonie, na kanapie, z której mnie wcześniej zerwał.
               - Co ty oglądasz? - Spytał zdziwiony, łypiąc wzrokiem to na mnie, to na telewizor.
               - Oj cicho bądź. Przez ciebie przegapiłam jak Mojo Jojo niszczy miasto - odparłam, udając obrażoną. Szybko jednak przełączyłam na coś innego. Nagle zaczęłam się denerwować. Przetarłam, spocone już, dłonie i spojrzałam na zegarek pod telewizorem. Dziewiętnasta dwadzieścia trzy. Moja rodzinka nie wróci jeszcze przez co najmniej trzy godziny. Miałam iść z nimi na kręgle, ale doszłam do wniosku, że to nie był dobry dzień na takie zabawy. Szczoteczka do zębów wydawała mi się wyjątkowo ciężka, a co dopiero mówić o kuli. W tej chwili jednak, przeszło mi przez myśl, że to wyjście to nie był taki głupi pomysł.
               - Przejdziemy od razu do rzeczy, bo wiem, że inaczej nic od ciebie nie wyciągnę - poprawił się i zwrócił w moją stronę. Pozornie niechętnie, na niego popatrzyłam. - Wczoraj byłaś zbyt pijana na rozmowy, rozumiem... - Przestałam go słuchać, gdy do moich nozdrzy dostał się cytrusowy zapach jego perfum. Zaciągnęłam się mocno, napawając się tą chwilą. - ...i nadal nie mogę tego pojąć... - ponownie wzięłam głęboki wdech, zatrzymując na chwilę powietrze w płucach. Ach, jakże cudowny zapach! I tyle wspomnień z nim związanych! Uśmiechnęłam się nieświadomie. - ...i uprzedzam cię, że nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz prawdy.
               Otrząsnęłam się. Mimo że nie słyszałam całości, to po ostatnich kilku słowach domyśliłam się o co mu chodzi.
               - Mówiłam ci już wczoraj, miałam duż...
               - Tą bajeczkę zachowaj sobie dla kogoś innego. Nie znamy się jeden dzień - przerwał mi, patrząc wyczekująco. Mogłam zgasić światła i udawać, że mnie nie ma w domu. Przecież ci nie powiem, że cię kocham, i gdy widziałam ciebie z Marissą miałam wrażenie, że serce mi pęka na pół? Zresztą to nie tylko o nią chodzi. Te wszystkie dziewczyny, z którymi byłeś, wbijały mi kolejne ostrza w klatkę piersiową. Z każdą następną miałam coraz mniej siły i musiałam, po prostu musiałam wyjechać, żeby przetrwać. Gdybym została, pewnie dziś odwiedzałbyś mnie w psychiatryku. Może właśnie tam powinnam być? Miałam siedemnaście lat, jak pierwszy raz chciałam ci oddać moje serce. W tym wieku, nie powinnam kochać kogoś tak mocno.
               - Czemu tak drążysz temat? Wróciłam, to chyba jest najważniejsze - próbowałam choć trochę zmienić tor rozmowy. Modliłam się, żeby wszystko poszło po mojej myśli. W brzuchu już czułam bulgotanie. Moja wizyta w 'pokoju zwierzeń', była jedynie kwestią czasu.
               - Bo była... jesteś dla mnie kimś ważnym! - Uniósł głos.
               I to był moment, w którym po raz pierwszy coś zobaczyłam w jego oczach. Na pewno było to zmartwienie. To widziałam już nie raz. Była też złość, którą widywałam rzadko, ale się zdarzało.
               Jednak trzecie coś było czymś, czego nigdy tam nie dostrzegłam. Czy to mogła być miłość? Może zwyczajnie tego nie szukałam, a może dopiero po raz pierwszy się to pojawiło. A może jestem przewrażliwiona? 
               W każdym razie, jeden zero dla mnie. Może w końcu cię przekonam, że jestem miłością twojego życia, Goldberg.






Chyba nigdy nie miałam takiej zaćmy umysłowej... Chciała podziękować wam wszystkim za komentarze! Szczerze się nie spodziewałam tylu pozytywnych opinii, jednak muszę was uświadomić, a może sami się już uświadomiliście czytając moje wypociny, że nie mam za grosz talentu do pisania. Nigdy się tym nie zajmowałam, a historię wymyślam na bieżąco, dlatego jest to takie 'masło maślane'. Mimo wszystko, jeśli jednak postanowicie ze mną zostać, i dać mi drugą szansę, postaram się poprawić i coś rozkręcić w akcji. Dziękuję za wsparcie i przepraszam za rozczarowanie!


Obserwatorzy